W dwóch poprzednich wpisach omówiłem, jak zaoszczędzić w trakcie przymusowej jesiennej pauzy w Polsce i jak zarobić na kolejne podróże w nieodległej przyszłości. Czas przejść do pewnych ważnych aspektów finansowych związanych z dysponowaniem pieniędzmi w trakcie podróży. I choć trwonienie pieniędzy wcale nie jest trudne (o czym wszyscy doskonale wiemy) to wydawanie ich w sposób rozważny już proste nie jest. Dlatego kilka słów o już chyba najpowszechniejszym sposobie płacenia za produkty i usługi, czyli – karty w podróży.
Karty płatnicze – prepaid, debetowe i kredytowe – to najpowszechniejsze dziś formy dokonywania płatności, choć oczywiście płacić za towary i usługi możemy także na wiele innych sposobów, od wymiany towar za towar zaczynając, przez gotówkę, aż na czekach podróżnych kończąc. Tyle, że system bankowy zmierza w tym kierunku by tak naprawdę sprowadzić samą czynność wymiany do zapisu elektronicznego i ostatecznie wyeliminować wszystkie formy płatności, pozostawiając jedynie transakcje elektroniczne. Z tym musimy się powoli oswajać, ale dziś mamy jeszcze alternatywy. I z tego należy się cieszyć.
Natomiast teraz kilka słów o zaletach kart płatniczych i mojej opinii jakie karty płatnicze w podróży sprawdzą się najlepiej.
Teoretycznie powinna nam wystarczyć jedna karta, najlepiej kredytowa. To absolutne minimum, ale jak pokażę już za chwilę warto, szczególnie na dłuższe wyjazdy albo w odległe i egzotyczne miejsca, zaopatrzyć się w zestaw kart dających nam większą elastyczność i zwiększających poziom komfortu i bezpieczeństwa.
Zestaw wygląda następująco: dwie karty prepaid Revolut i Zen, karta kredytowa (dowolna którą dysponujecie) oraz karta-nakładka Curve. Nie mam zamiaru w pełni opisywać ich funkcjonalności (od tego są wyspecjalizowane strony, które bez problemu znajdziecie w sieci) napiszę tylko to, dlaczego ja z nich korzystam.
Zacznijmy od kart prepaid:
To dotychczas była zdecydowanie moja ulubiona karta. Nadal mam ją zawsze ze sobą i używam w podróżach. Niewątpliwie Revolut to pierwsza karta, przełamująca nieprzekraczalne dotychczas granice użyteczności plastikowego pieniądza, które nazwę zaletami i zaraz omówię. Do najważniejszych należą:
*bezpieczeństwo. Karta ma charakter prepaid. To znaczy przed każdym większym wyjazdem, a nawet zwykłym wydatkiem możemy,
poprzez doładowanie, zasilić konto. Na nim nie utrzymujemy pieniędzy, ale aktywnie korzystamy, kiedy potrzeba bez dodatkowych kosztów i ryzyka dokonać transakcji za bilety lotnicze, hotele czy towary na zagranicznych portalach. Wpłacić pieniądze można poprzez podpięcie karty z polskiego banku, google pay, czy korzystając z najbezpieczniejszej formuły – przelewu. Choć ta ostatnia droga jest najdłuższa. W sytuacjach awaryjnych, na przykład kradzieży lub zgubienia karty, blokujemy ją jednym kliknięciem w aplikacji.
*przewalutowanie. Revolut wspiera 24 waluty, w tym polski złoty. Nie płacimy prowizji za przewalutowanie i posiadanie wielu kont w różnych walutach. Są od tego wyjątki, jak na przykład przewalutowanie w weekend za które Revolut pobierze prowizję 1% (w weekendy rynki walutowe nie działają stąd rośnie ryzyko straty dla fintechu w chwili rozliczenia w poniedziałek). Także gdy wymieniamy waluty spoza podstawowego koszyka prowizja wyniesie 1%. W ciągu miesiąca w wersji podstawowej konta wymienić możemy bez prowizji ekwiwalent 5000 PLN. Powyżej prowizja 1%.
*wypłaty w bankomatach za granicą. W wersji najniższej, ale zupełnie wystarczającej, konto i kartę mamy za darmo i możemy korzystać z podstawowych funkcjonalności plastiku. Ograniczeniem są limity, bo przecież Revolut musi na czymś zarabiać. Jeżeli mielibyśmy wszystko za darmo to byłaby to raczej instytucja charytatywna. No nie, tak to nie działa.
Za darmo jest podstawa, która nam w zupełności powinna wystarczyć, ale bogatsi klienci mogą mieć więcej i za to płacą w wyższych planach. Ale to jest całkiem fair. Nie chcesz płacić to masz podstawowe, ale wystarczające funkcjonalności. Chcesz więcej to zapłać. No dobrze, wróćmy do bankomatów. W wariancie podstawowym możemy w ciągu miesiąca wybrać bez prowizji z bankomatu do 200 euro/funtów/dolarów. O kosztach korzystania z bankomatów piszę w kolejnym wpisie: Gotówka w podróży.
*płatności on-line oraz w sklepach stacjonarnych. Kartą normalnie płacimy jak każdą inną, ale dzięki przewalutowaniu możemy to robić bez dodatkowych kosztów w zagranicznych sklepach.
*wiele dodatkowych funkcjonalności takich jak: dodatkowe karty wirtualne, błyskawiczne przelewy pomiędzy znajomymi posiadającymi Revoluta, dzielenie rachunków w restauracjach i wiele innych.
Z największych wad wymienię systematycznie rosnący poziom komplikacji w korzystaniu z aplikacji (wraz z kolejnymi i rozbudowywanymi funkcjami) oraz niską jakość samej kart, która już dwukrotnie mi się rozwarstwiła (a kolejne już nie są gratis).
Dziś Revolut ma znakomitą alternatywę, z której obecnie korzystam najwięcej. To karta prepaid Zen.
Zen działa dokładnie na takiej samej zasadzie jak Revolut, tyle że korzenie tego fintechu, co ciekawe, są polskie. Ma te same funkcje co Revolut, ale w pewnych obszarach jest znacznie lepszą kartą prepaid:
*aplikacja. Jest zdecydowanie prostsza i przyjaźniejsza użytkownikowi. Ma spartański wygląd i jest czarnobiała. Ja to lubię, ale to kwestia indywidualna. Prostota aplikacji jednak jest wartością uniwersalną.
*cashback. We wpisie poświęconym oszczędzaniu – Jak oszczędzić pieniądze na wyprawę – pisałem, że cashback jest fajną formą odłożenia całkiem niemałych kwot. Dla mnie najlepszym systemem cashback jest właśnie ZEN. Natychmiast po zakupach objętych zwrotem części wydatków, pieniądze trafiają na konto. Nie ma chyba dziś szybszego systemu. Może sklepów i usług objętych zwrotem nie ma tak dużo, ale w porównaniu do wielomiesięcznych oczekiwać w innych systemach i wielu niezaakceptowanych transakcjach, cashback w Zen działa rewelacyjnie. Zwroty wynoszą od 1 do 15% w zależności od sklepu. Dodatkowo Zen stawia mocno na ochronę zakupów i gwarancję. Zdecydowanie bije Revoluta w tym zakresie
*przewalutowanie jest za bezprowizyjne, także w weekendy. Zen obsługuje koszyk 30 walut.
*wypłaty i przewalutowania, a także zasilania konta charakteryzują znacznie wyższe wartości. Dzięki czemu możemy uniknąć dodatkowych opłat. Na przykład miesięczne wypłaty w najniższym pakiecie to 300 euro.
Co do wad to jest jedna. Nie ma wariantu darmowego, a niższy z dwóch oferowanych pakietów – gold – kosztuje 5 PLN miesięcznie. Warto jednak zauważyć, że najczęściej 1 transakcja przy wykorzystaniu cashback miesięcznie pozwoli odzyskać poniesioną opłatę, a w rzeczywistości, jeżeli korzystamy aktywnie z zakupów on-line to miesięcznie zyskamy znacznie więcej niż wynosi koszt karty.
Ze względu na relatywnie niskie wartości darmowych wypłat z bankomatów zabieram na wyjazdy obie karty i korzystam na zmianę.
Zła wiadomość dla podróżującego jest taka, że karty prepaid czasami nie wystarczą. I to dlatego, że niektóre usługi wymagają karty kredytowej. I w takiej sytuacji nie będą wystarczyć także regularne karty debetowe. Najczęściej taka sytuacja spotka nas, gdy będziemy chcieli wynająć auto w wypożyczalni, a nie będziemy chcieli wykupić zniesienia finansowych udziałów w ewentualnym uszkodzeniu auta.
Bardzo często samo pożyczenie auta to mały koszt, a najwięcej kosztuje ubezpieczenie (które jest jednak dobrowolne). To stwierdzenie odnosi się raczej do czasów przed pandemią. Teraz pożyczenie auta to duży problem i koszt, gdyż wypożyczalnie w czasie pandemii i zamknięcia ruchu turystycznego wyprzedały większość floty. Chodziło o to by zminimalizować koszty i przetrwać. Obecnie ceny nieco się opadają.
By jednak zapłacić za wypożyczenie auta bez wykupionego ubezpieczenia potrzebujemy karty kredytowej. Na niej dokonywana jest blokada w odpowiedniej wysokości (najczęściej od 1000 euro za najtańszy segment aut i w górę). Dlatego potrzebujemy karty kredytowej z odpowiednim limitem. Duży limit przyda się, gdy w krótkim odstępie czasu pożyczymy więcej niż jedno auto. Po pierwszym wypożyczeniu blokada może istnieć na karcie nawet dwa tygodnie, a jednocześnie drugie wypożyczenie (i kolejne) oznacza kolejną blokadę. Tylko wysoki limit nas uratuje. Jeżeli zapłacimy za ubezpieczenie, wówczas karta kredytowa może być niepotrzebna. Jednak wypożyczenie auta np. na tydzień będzie nas kosztować nie kilkanaście albo kilkadziesiąt euro (np. w Hiszpanii) tylko kilkaset właśnie ze względu na ubezpieczenie.
Każdy bank ma w swej ofercie karty kredytowe dopasowane do indywidualnych potrzeb. Jedne są tanie w użytkowaniu i nie wymagają dokumentów dotyczących zarobków, ale mają niski limit. Inne mają bardzo wysokie limity, dodatkowe usługi jak ubezpieczenia turystyczne, priority pass czy saloniki lotniskowe, ale trzeba pochwalić się bardzo wysokimi zarobkami, a opłaty roczne są wysokie. Ciekawym rozwiązaniem jest karta kredytowa Diners Club LOT.
To jedyna karta w Polsce dzięki której można zbierać mile M&M (na dzień dzisiejszy nie ma możliwości zbierania mil przy pomocy kart kredytowych). Jednocześnie jest to karta
kredytowa z najlepszym lub jednym z najlepszych ubezpieczeń turystycznych. DC umożliwia także darmowe wejścia do saloników lotniskowych. Opłata roczna za kartę wynosi na dzień dzisiejszy 350 PLN. Wydaje się sporo, ale w chwili gdy wyjedziemy gdzieś poza Europę kilka razy w roku to samo ubezpieczenie, które musielibyśmy zapłacić wyniesie nas więcej niż roczna opłata.
Główna wada DC (poza roczną opłatą oczywiście) to niska akceptowalność w sklepach stacjonarnych i online. I to że na ten moment jest niedostępna w PL.
Na koniec o kolejnym finansowym patencie – wynalazku, czyli CURVE.
W języku polskim nawa tej karty nie brzmi najlepiej. Ale to pożyteczny kawałek plastiku, który ma całkiem zaskakującą funkcjonalność. Curve nie jest powiązana z żadnym rachunkiem płatniczym, a działa jak portfel, w którym posiadamy inne karty debetowe i kredytowe. Co to znaczy? Otóż pod Curve podpinamy te karty płatnicze które chcemy. Na przykład Revolut, Zen, Diners Club, nasze karty debetowe, etc. W aplikacji wybieramy, którą w tym momencie kartę chcemy wykorzystać i płacąc kartą Curve tak naprawdę płacimy tą podpiętą.
Zapytacie po co to gdy możemy zapłacić od razu podpiętą kartą, a nie za pośrednictwem Curve. Oczywiście, ale np. zamiast nosić 6 kart ze sobą to nosimy tylko jedną-Curve. Poza tym jak stracimy (zgubimy lub nam ukradną) Curve to oryginalne karty są bezpieczne w szufladzie w naszym pokoju. Szczególnie na wyjazdach jest to wygodne. Co więcej już po dokonaniu płatności możemy zapłaconą kwotę przenieść z jednej karty na inną. Dzięki czytelnej aplikacji na smartfonie.
Tak skompletowane karty płatnicze powinny w zupełności wystarczyć by w pełni zaspokoić nasze potrzeby na plastikowe środki płatnicze w trakcie każdego wyjazdu. I to niezależnie od miejsca, do którego się wybieramy.
Dodaj komentarz