Archipelag Azory, a gdzie to się mieści? Można byłoby zdjąć z półki papierowe mapy i długo szukać wyspy Flores albo Horty pomiędzy kontynentami naszej Europy i Ameryki Północnej. Nie jestem pewien czy takie poszukiwania zakończyły by się sukcesem, ponieważ wyspy do dużych nie należą. Co więcej Azory przynależą geograficznie do Makaronezji, która to nazwa niemal nie istnieje w naszym podróżniczym słowniku w języku polskim. Możesz o tym przeczytać tutaj: Makaronezja czy Makronezja? Bez znaczenia gdy mówimy o Wyspach Szczęśliwych.
Ale papierowych map już w zasadzie nie ma. Odnoszę wrażenie, że ich czas nieodwołalnie minął, chociaż wspominam ich fakturę, kolory i magię z sentymentem. To one właśnie rozbudzały moją ciekawość świata – szczególnie te dołączane w dawnych czasach do miesięcznika National Geographic. Rozkładałem je na stole i wskazywałem miejsca, w które się zamierzałem w przyszłości (znaczy dorosłości) wybrać. I choć był to błądzenie palcem po mapie w wersji basic to była w tym magia – niemal czułem jakbym właśnie wyruszył w kolejną tajemniczą podróż.
Niestety dziś coraz rzadziej korzystam z klasycznych, papierowych map. Zastąpił je smartfon – poręczny, wielozadaniowy, wierny towarzysz wypraw wszelakich. No chyba, że akurat wyleje się na niego wino. Wtedy przestaje być wielo-, a staje się jednozadaniowym przyciskiem do papieru. Taki jego urok i na pewno nie jego wina, nomen omen.
Mapy papierowe też nie przepadają za trunkiem z winogron (dziwne są jakieś), ale za to znoszą wilgoć lepiej niż telefony. No w każdym razie po wysuszeniu można z nich dalej korzystać. Tego nie da się niestety powiedzieć o telefonach. Zresztą także National Geographic z rzadka jedynie dołącza mapy do kolejnych, swych comiesięcznych papierowych wydań . Kolejnym pokoleniom odbiera to nieco szanse na uruchomienie wyobraźni i marzenia o podróżach. Zamiast wyobraźni i szkiców kontynentów youtube i milion filmików z każdego zakątka ziemi. Znak czasu, nie ma co dyskutować z postępem.
Po tym wywodzie łatwo się domyślić, że nie posiadam zbioru dokumentów kartograficznych pozwalających odnaleźć archipelag Azorów wśród błękitu Atlantyku. Do wyszukania wysp o których będziemy mówić wykorzystam komputer i googlowe mapy. Podążaj więc za mną, kierując wzrok na zachód (czyli w lewo ;). Zwolnij nieco gdy miniesz Półwysep Iberyjski – kontynentalną Hiszpanię i Portugalię – i zagłębisz się w odmęty Oceanu.
Kierując się nadal na zachód, tak mniej więcej na jego środku zobaczysz niewielki archipelag składający się z kilku wysp. To Archipelag Azory (z portugalskiego Arquipélago dos Açores). Wyspy Azory pozostają od wieków we władaniu Portugalczyków. Są znakomitym strategicznym punktem na mapie, łączącym obie Ameryki (choć bardziej Północną) z kontynentem Europejskim. Położenie wysp wykorzystywane jest czasami, jako miejsce spotkań światowych przywódców lub też punkt przesiadkowo – odpoczynkowy w trakcie podróży z Europy do Stanów Zjednoczonych i vice versa.
Całe Azory składają się w zasadzie z 3 grup liczących razem dziewięć wysp:
-grupa zachodnia: Flores i Corvo,
-grupa centralna: Faial, Pico, São Jorge, Graciosa i Terceira,
-oraz grupa wschodnia: São Miguel i Santa Maria.
Choć nie jest ich mało to w zdecydowanej większości są malutkie. Co więcej nie często są one odwiedzane przez turystów – wielu mówi, że trudno się tam dostać – ale jest to jedynie pozorna prawda. Niepozorna prawda jest taka, że jest czego żałować jeżeli na własne oczy nie zobaczy się tej nieprawdopodobnej zieleni wysp wyłaniających się z fal Oceanu Atlantyckiego.
W osobnym wpisie omówię sytuację archipelagu: jak funkcjonuje gospodarka na peryferiach Europy (Gospodarka archipelagu Azory – daleko wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie) i jak na społeczeństwo wyspiarskie wpływa niemal pełna izolacja. Natomiast na koniec tego posta napiszę jak do tego pięknego, wulkanicznego i zielonego miejsca dotrzeć.
Zdecydowanie najlepiej polecieć do któregoś z dwóch największych miast kontynentalnej Portugalii – stołecznej Lizbony lub winiarskiego Porto. Swoją drogą krótki lub długi stopover w tych miastach jest mocno wskazany [1]. A stamtąd do najdalej wysuniętej wyspy archipelagu – Flores – już tylko 2 tys. kilometrów. To 3 godziny lotu. Ale tu niespodzianka:
Korzystając z linii lotniczych Azores Airlines (dawniej SATA International) można dolecieć do docelowej wyspy, czyli na ten przykład właśnie Flores – i wrócić na kontynent, ciesząc się dwoma przystankami na mijanych po drodze wyspach – zarówno w drodze tam, jak i z powrotem. Te dobowe przerwy w sam raz nadają się do zwiedzenia kolejnych dwóch wysp. W większości są tak małe że 24 godziny w wypożyczonym aucie pozwolą na pobieżne zapoznanie się z okolicznymi wulkanami.
Najlepsze jest to, że ceny biletów są wyjątkowo korzystne. A i do Portugalii też można dolecieć z Polski tanimi liniami. Warto.
[1] Stopover? Jak używa się angielskich nazw to wypada je wyjaśnić. Po polsku to przerwa w podróży lotniczej poświęcona na zwiedzanie miejsca śródlądowania w drodze do miejsca docelowego. Słowiańska grupa językowa w polskim wydaniu może pochwalić się wieloma unikalnymi cechami (no bo kto oprócz nas używa sz cz ż rz?) ale trudno uznać ją za nadmiernie zwięzłą, prawda?
Dodaj komentarz